Szczególnie w te wiosenne święto mogę wybrać się do lasu poćwiczyć. Pogoda już prawie znośna, chociaż do prawdziwej wiosny daleko. Rano normalne treningi na sali, trzeba spalić te wszystkie świąteczne kalorie, nie ma się co oszukiwać, same się nie spalą. Mam więcej czasu dla siebie więc mogę poćwiczyć więcej powtórzeń formy z mieczem. Poza tym nic specjalnego w moim treningu nie zmieniam. Rano najważniejsza jest Forma Ojca, nawet jak nie mam czasu na całość, warto ćwiczyć fragmentami. Forma Matki jest trudna, ale zawsze uzupełnia pracę ćwiczeń Tao Yin. Długa Forma, bardzo dobrze działa na trawienie. Ostatnimi czasy, połowa mojego treningu to praktyka miecza, czasami jeszcze więcej. Kiedy mogę, to siadam na chwile do medytacji na zakończenie, bardzo ciekawie obserwuje się wówczas rożne zjawiska, np. płynące po niebie chmury.
Po południu trening krótszy, w lesie. Początek Formy Ojca, praktyka Tan Pin, zresztą zawsze towarzyszy ona moim ćwiczeniom. Ponownie Długa Forma i miecz, już o połowę krócej niż rano. W ciągu całego dnia powtarzam do dziesięciu razy formę z mieczem, jednak kiedyś z Tomaszem na Kopcu, ćwiczyliśmy nawet po trzydzieści powtórzeń na raz, a wciągu dnia do sześćdziesięciu. Przyroda pomału buzi się do życia, za trzy miesiące już w Tucznie.
Tu, gdzie kiedyś ćwiczyłem rósł las stary, teraz rośnie nowy, może doczekam jego wieku dojrzałego, a może już nie, ciekawie będzie obserwować jak wrasta.
Musashi podobno wykonywał do dziesięciu tysięcy cięć dziennie, ja najwyżej połowę z tego i na pewno nie posiadam połowy jego umiejętności. Jak widać, miecze łamią mi się w rękach, powtórzę to, co inni mówią, nie uderzać w żywe drzewa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz