Taki obóz wymaga innego podejścia i trochę inaczej pracuje organizm. Większe obciążenie fizyczne i psychiczne w bardzo krótkim czasie. Pracują trochę inne partie mięśniowe, a ścięgna i stawy ulegają innym obciążeniom. Dużo pracy z podstawowymi technikami, sposobami chodzenia i dynamiką ruchu. Sporo zmęczenia, mało snu, wstawanie o 6 rano i od razu zaprawa, bieg lub krótki godzinny trening. Pierwsze zajęcia trwały od trzech do, czterech godzin. Po obiedzie chwila odpoczynku i kolejny trening, maksymalnie trzy godziny. Na zakończenie, satysfakcja z dobrze wykonanej pracy i świadomość, że jutro uda się coś poprawić. Intensywność jest dobrze dobrana, czasem trudno coś osiągnąć ale jak się uda, to dopiero jest frajda. Bardzo często wydaje nam się, że już nie możemy, nie damy rady, wynajdujemy tysiące wymówek. Kiedy jednak uda się przejść kolejną granicę, dopiero wówczas robimy krok do przodu, inaczej drepczemy tylko w miejscu. Jest ruch ale bez kroków, nie ma postępu. Mniej więcej taką naukę wyciągnąłem z kolejnych treningów Kendo w Szymbarku. We wrześniu, powrót na salę, nadal będę się starał chociaż raz w tygodniu trenować Kendo z przyjaciółmi.
Wycieczka łodzią po jeziorze, nieźle wiało.
Krótka przerwa w treningu.
Sensei Kustosz i sensei Adamski, Kendo Kata.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz