Po powrocie z Pragi, minęło jeszcze kilka dni za nim doszedłem zupełnie do siebie. Rano jak zwykle ćwiczę w domu i jest to moja codzienna praktyka. Forma Ojca, w której pracuję nad podstawami. Zawiera ćwiczenia Tao Yin, które mają na celu otwarcie organizmu, szczególnie otwarcie stawów, tak aby były w jak najlepszej kondycji, a oznacza to ich naturalną i nieograniczoną ruchomość. Tutaj także pracuję nad rozciągnięciem wszystkich mięśni i ścięgien. W trochę inny sposób niż jest to spotykane w sporcie, a chodzi o naturalne poddawanie się wpływowi grawitacji, szczególnie przy skłonach i głębokich pozycjach. Unika się w ten sposób naciągnięć i kontuzji, taka praca dotyczy całego organizmu, a nie jak to się popularnie kojarzy z rozciąganiem nóg do szpagatu. Tutaj rozciąga się całe ciało, plecy, brzuch, ramiona, po prostu wszystko. Ostatnio też, na zajęciach skończyłem cykl pracy w Formie Ojca z partnerem, czyli wszystkie ćwiczenia były wykonywane z pomocą partnera, zajęło to nam sześć godzin ćwiczeń, a i tak tyko pobieżnie wszystkim się zajęliśmy. Była to jednak bardzo ciekawa praca. Dodatkowo ćwiczę także Formę Matki, Długą Formę stylu Yang i oczywiście wykonuje codzienną praktykę miecza Tai Chi. Co drugi dzień trochę kuli, kręcenie kijem i jako, że od czasu do czasu pojawiam się na treningach Kendo, to staram kilka minut poświęcić na ćwiczenie technik używanych w tej sztuce. Jak mogę, to zawsze na koniec siadam do medytacji siedzącej.
W soboty prowadzę zajęcia z Qi Gong, czyli z ćwiczeń energetyczno-oddechowych. Wkładam w nie całe moje doświadczenie, szczególnie te zdobyte na zajęciach prowadzonych w szkole akupunktury. Tam, prowadzę lekcje Qi Gong, które mają dać studentom jakiekolwiek pojęcie czym jest Chi, choćby przez samą pracę z oddechem. Ćwiczenia w domu, czy w parku, to dużo satysfakcji
, praca z innymi ludźmi też, ale najbardziej nie lubię codziennej zmiany sali, to tu, to tam, ale taki jest dzisiejszy świat, nie można usiedzieć na miejscu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz