W miniony weekend wziąłem po raz, już sam nie wiem który, udział w warsztacie Tai Chi Chuan w Pradze. Warsztat oczywiście był prowadzony przez Tomasza Nowakowskiego, mojego nauczyciela, mentora i przyjaciela. Spotkanie rozpoczęło się w piątek późnym popołudniem, a na pierwszy ogień poszło poprawianie pozycji. Oznacza to, że stoimy wybranych pozycjach, z którymi sobie pracujemy, rozluźniamy napięcia i przypominamy sobie wszystkie informacje, które już znamy. W tym czasie Tomasz, przemieszcza się po sali i poprawia naszą strukturę. Pierwsze 45 minut stania w pozycji naturalnej, nie powiem, żeby minęło jak z bicza trzasnął, ale początek jest zawsze łatwiejszy. Poza stopami, nie odczuwałem, żadnej innej niewygody, aby nie uciekać myślami od ćwiczenia, najczęściej liczę oddechy, doliczyłem chyba do 450. Używam metody taoistycznej, czyli liczę oddechy do 100 i rozpoczynam od początku. Dawno już tak długo nie stałem w jednej pozycji bez ruchu. W drugiej połowie stania dodałem sobie zmiany, pozycja góry, pozycja łuku, trochę pracy rąk, odparcie, pozycja wody i tak w kółko kolejną godzinę. Poprawianą pozycję naturalną, odparcie i odepchnięcie, miałem jako jeden z ostatnich. Taka praktyka przynosi bardzo wiele ciekawych doświadczeń. Trzecia godzina zajęć, to już tylko relaks, to znaczy Tui Shou, z partnerem można bardziej odpocząć, chyba że jest wymagający i nie zmęczył się staniem, co około dziesięć minut zmiana partnera. Ogólnie mogę powiedzieć, że ten tym ćwiczeń nie jest dla początkujących.
Drugi dzień warsztatu w Pradze poświęcony był pracy z aplikacjami trzynastu podstawowych form, które są zwarte w początku formy Yang. Oczywiście zajęcia rozpoczęliśmy od przećwiczenia Formy Ojca stylu San Feng. Tutaj kilka słów do tej formy, pierwsza jej część ma charakter Yang, czyli, że aktywnie uruchamiamy cały organizm, druga cześć ma charakter Yin, w pozycjach pracujemy bardziej wewnętrznie, wszystko osiada.
Dużo czasu pracowaliśmy z aplikacją uderzenia barkiem, tutaj w bardzo niskiej pozycji. Pierwsza cześć zajęć trwała 2,5 godziny, druga wyglądała podobnie do pierwszej. Forma Ojca, kilka powtórzeń początku formy Yang i dużo pracy z partnerem, poprzez aplikacje do ćwiczenia Tui Shou.
Ostatni dzień warsztatu, był dla mnie dniem skróconym, ze względu na odjazd autobusu nie uczestniczyłem w drugiej części zajęć. Pierwsza była podobna do poprzedniego ćwiczenia, czyli Forma Ojca i ćwiczenie aplikacji z przejściem do Tui Shou. Druga cześć, podobno najważniejsza, to miała być praktyka indywidualna i konsultacje. Można było ćwiczyć sobie dowolną formę, lub ćwiczenia z partnerem, a jeśli ktoś praktykował szermierkę, to także praca z mieczem. Niecałe trzy dni, a tak wiele się wydarzyło, co prawda, dawniej ćwiczyliśmy czasowo więcej i większe ilości form, ale jak to Tomasz mówi, "stawiaj na jakość, a nie na ilość". Tym akcentem zakończę relację z wiosennego warsztatu w Pradze.