Dzień dobry Panie Żuraw, co tam słychać w Bydgoszczu? W ten sposób rozpoczynały się nasze częste rozmowy. Witka, poznałem na Cyplu w Tucznie, w czasie mojego pierwszego obozu Tai Chi. Prawie od razu się dogadaliśmy, miał chyba dar rozumienia innych ludzi. Dzięki niemu, mogłem, w tym moim pierwszym obozie uczestniczyć. Później, przez wiele lat, spotykaliśmy się na obozach Tai Chi i warsztatach, nic nie wskazywało na to, że nasza przyjaźń będzie tak długa, spontaniczna i zabawna. Kiedy Witek, przeprowadził się do Warszawy, jakoś tak się złożyło, że bardzo często do mnie dzwonił z różnymi pytaniami odnośnie Tai Chi. Rozkręcał własne zajęcia i wielu ludzi, dzięki niemu, rozpoczęło ćwiczenia i kontynuują do dziś. Wcześniej, prowadził zajęcia Tai Chi w Częstochowie. Wszystko, szło dobrze ale się zepsuło. Zawsze starałem się go wspierać, a on mnie.
Kolejny etap, to ciężka praca jaką wykonywał, Pan Anioł z popularnego serialu, tylko bardziej pracowity. Komuś pomalować mieszkanie, przystrzyc trawnik, odśnieżyć chodnik, przenieść meble, rozładować towar w warzywniaku i wiele innych. Kiedy tylko miał trochę czasu, wpadał do nas, do Bydgoszczy, "sifu", potrzebuję lekcji. Szliśmy wówczas do parku na trening "dziadek daje radę", zawsze nas bawiły takie komentarze. Wracał do siebie i za dwa dni dzwonił dopytać o szczegóły treningu lub opowiedzieć, co się wydarzyło. Rozmowy o niczym i o wszystkim, o filmach i serialach.
Kto znał Witka, choćby przelotnie, to chyba już Go zapamiętał, zawsze opowiadał dziwne dowcipy lub kreował śmieszne sytuacje i ta jego koszulka w spodniach. Pewnego dnia na obozie w Tucznie, kiedy stoimy w kręgu, po zajęciach, rozlega się melodia deszczowej piosenki, gwizdana, no kto wyłania się na leśnej drodze? Witek z parasolem, chociaż było w miarę pogodnie. A ten jego ostatni kawał, jest niesamowity, kiedy wykręcam jego numer telefonu, odzywa się damski głos "abonent chwilowo niedostępny". Więc poczekam spokojnie na połączenie, a teraz ćwiczyć Thymie u San Fenga.