W porównaniu do naszych obozów Tai Chi, ten jest bardzo intensywny. Wstajemy o szóstej rano, później, poranny rozruch, trochę biegania i, poczułem się wyróżniony, koledzy chcieli ćwiczyć ze mną Tai Chi. Po śniadaniu trening, dwie i pół godziny, obiad i o piętnastej trzydzieści kolejny trening. Tutaj grupa jest niewielka i wszystko robimy razem, trochę jak na Złotym Kopcu.
Co drugi dzień, rozruch poranny odbywał się na sali i po krótkiej rozgrzewce w postaci sparingów.
W zasadzie, poranny trening poświęcony był na Kata, czyli formy w Kendo, a po południu trening w drużynie, duża dynamika i intensywność, pot lał się strumieniami.
Przed ostatni dzień naszego biwaku, po południu mieliśmy turniej i jeszcze egzaminy. Liczy się zawsze zwycięzca ale i tak jestem zadowolony ze swojego wyniku. Egzamin również zdany pomyślnie, sam fakt, że głównym sędzią i egzaminatorem był Sensei Kustosz, dodaje wartości.
Grupa była nieduża ale zwarta i wszystko przebiegło pomyślnie, pogoda nie była istotna, jednak przyjemniej kiedy nie pada i jest ciepło.
Podobnie jak z Tai Chi, nie każdy musi ćwiczyć Kendo, jednakże każdy może spróbować.
Wróciłem trochę obolały ale szczęśliwy.