Translate

sobota, 11 lipca 2015

Obóz Tai Chi Chuan w Tucznie 13, 2015.

Ostatni dzień tegorocznego obozu w Tucznie upłynął tak samo, jak wszystkie poprzednie dni. Pomimo, że wieczór pożegnalny skończył się późno, to na polankę stawiła się prawie cała grupa. Tradycyjnie Forma Ojca i cztery powtórzenia Formy Matki ze stylu San Feng Tai Ki Kung, do tego fragment Formy 85 i ćwiczenia z partnerem. Praca ze strukturą i aplikacje. Po południu rytm pracy identyczny.
Dlaczego tego typu obozy? Po pierwsze bardzo dużo pracy, w bardzo krótkim czasie. Jeśli ktoś chodzi na zajęcia raz w tygodniu, to równa się to ośmiu miesiącom regularnych zajęć. Przy dwóch, jest to czas czterech miesięcy zajęć.
Po drugie, nakładające się na siebie doświadczenia. Jeśli po powrocie do domu, kontynuujemy, nawet w minimalny sposób tę pracę, którą zrobiliśmy tutaj, to skok we wzroście umiejętności jest bardzo duży.
Po trzecie, możliwość spotkania i ćwiczenia z tymi, z którymi na co dzień nie mamy kontaktu. Ćwiczenie w rodzimej grupie, to zawsze stała liczba uczestników, do których po jakimś czasie się przyzwyczajamy i niewiele nas zaskakuje. Szczególnie widać, to przy Tui Shou.
Po czwarte, życie i ćwiczenie na łonie przyrody, to coś, czego nie mamy na co dzień i coś, czego nie da się kupić, trzeba to przeżyć.
Kiedy uczę się nowej formy, to robię sobie taki ogólny szkic. W ogóle nie koncentruję się na szczegółach. Dopiero, kiedy jestem pewien, że kierunki i ten ogólny zarys jest w porządku, biorę się za szczegóły i forma się wypełnia. W ten sposób, nawet po kilku powtórzeniach jestem w stanie zapamiętać nowy twór. Tak mała pomoc, przy uczeniu się czegokolwiek.
Obóz zakończył się już spokojnie, dziś i jutro pakowanie i powroty do domu. Mam nadzieję, że wszyscy zabrali ze sobą nowe doświadczenia i same miłe wspomnienia.
Do zobaczenia w przyszłym roku.

























Brak komentarzy:

Prześlij komentarz