Zakończenie obozu, to nie tylko koniec ćwiczeń, to bardzo dużo pracy związanej z pakowaniem wszystkich rzeczy i zwijaniem namiotów, wygoda jest fajna, ale to dużo pracy. Zacząłem w piątek wieczorem i kontynuowałem pakowanie do po południa w sobotę, z małymi przerwami. Później już tylko przewieść wszystko do Tuczna, do domu Mamy i bezpiecznie pozostawić do następnego roku. Kiedy już wszystko było na swoim miejscu miałem chwilę aby pojeździć rowerem po starych kątach.
W niedzielę rano wybrałem się ponownie na naszą łączkę ćwiczebną, teraz pusta i cicha, dookoła upał, nad jeziorem trochę chłodniej.
Po południu nastąpił powrót do przeszłości. Miałem ogromną przyjemność wziąć udział w niespodziance z okazji siedemdziesiątych urodzin mojego nauczyciela z podstawówki, Randolfa Bytnerowicza. Dla mnie, jak i dla wielu moich starszych i młodszych, koleżanek i kolegów, jest do tej pory niesamowitym człowiekiem. Zawsze dawał od siebie tyle ile mógł, chociaż nauczycielem był surowym. Przede wszystkim, uczył nas plastyki, to pozostało i wielu z nas kontynuowało te zainteresowania, amatorsko i profesjonalnie. Uczył nas W-Fu, a w soboty nieodzowne gry i zabawy. Geografii i Historii, narracja jak z opowieści grozy. Mnóstwo wycieczek, wypadów i wyjazdów, wielu, wielu wychowanków.
Niespodzianka urodzinowa polegała na wystawieniu naszych szkolnych prac, rzeźbiarskich, malarskich i graficznych, szczególnie linorytów, w jednym pomieszczeniu. Była to oczywiście niewielka cześć wielu prac z przed lat. Wzruszenie i prawdziwy powrót do przeszłości, tym bardziej, że wpadło paru kolegów, których dawno nie widziałem.
Wracając w poniedziałek do Bydgoszczy, pan konduktor, spojrzawszy na bilet stwierdził, "o Tuczno, świetna miejscowość, piękne jeziora, no i ten Thorwald bez głowy w podziemiach kościoła. Jak Thorwald, to na pewno oprowadzał Randolf, niektórym plecie się z Gandalfem.
Pusta łąka.
Nasze prace.
Następne pokolenie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz